Darmowa dostawa od 299,00 zł
Zapisz na liście zakupowej
Stwórz nową listę zakupową

Do zobaczenia Synku. Dzień Dziecka Utraconego.

2021-10-15
Do zobaczenia Synku. Dzień Dziecka Utraconego.
Przez 30 lat nie miałam pojęcia o istnieniu tego święta. Będąc w pierwszej ciąży byłam przekonana, że ciąża=dziecko chociaż już wówczas doświadczyłam straty. Na usg okazało się, że mogę urodzić bliźniaki ale było za wcześnie by jeszcze coś dokładnie powiedzieć. Nie zdziwiło mnie to wcale gdyż w rodzinie po obu stronach były już ciąże bliźniacze i w głębi duszy bardzo chciałam, żeby i nam się udało. Lekarz prosił nas byśmy poczekali do następnej wizyty gdyż na tym etapie trudno było powiedzieć coś więcej a czasem różnie się zdarza. Ja jednak usłyszałam to co chciałam usłyszeć i pozostałam z myślą, że będę mieć dwójkę dzieci. Nie przeszło mi nawet przez myśl, że mogłoby być inaczej. Kolejna wizyta mocno postawiła mnie do pionu, gdyż okazało się że jeden z pęcherzyków nie rośnie w takim tempie jak drugi. Znowu oczekiwanie tym razem już z duszą na ramieniu. Aż w końcu diagnoza mówiąca o tym, że w jednym z nich serduszko się nie rozwinęło i dzieciątko będzie jedno.

Czy poszłam za wcześnie do lekarza? Może gdybym była na pierwszej wizycie w terminie 3 lub 4 (wizyty) lekarz w ogóle by mi o tym nie powiedział? Stało się. Poczułam straszne ukłucie w sercu, łzy napłynęły mi do oczu i przestały dochodzić do mnie wszystkie dźwięki. Zamknęłam się na moment, który trwał dla mnie niczym wieczność w bańce zalewających mnie emocji. Wsiadłam do samochodu i kompletnie nie pamiętam jakim cudem dojechałam do domu nie widząc przed oczami nic prócz łez. Jak można płakać po „czymś” czego w ogóle nie było? Dla mnie było. I nie było to „coś” tylko moje dziecko. Jednocześnie tracąc jedno miałam w sobie drugie, które rosło. I tak na świat przyszła moja córka.

Wiedziałam wówczas, że chciałabym mieć małą różnicę wieku między dziećmi. I tak gdy Karolcia miała 9 miesięcy zaszłam w drugą ciąże. Doświadczenie pokierowało mnie do lekarza jeszcze wcześniej jednak by coś więcej zobaczyć trzeba poczekać do ok 12 tygodnia ciąży. Dzień przed 1 urodzinami córki dowiedziałam się, że coś jest nie tak. Na następny dzień miałam badania prenatalne, które miały przynieść dokładniejszy obraz sytuacji. Na tamtym etapie był to najgorszy dzień w moim życiu. Lekarz bezsprzecznie stwierdził, że w 85% moje dziecko urodzi się chore. Uogólniony obrzęk płodu a powodów mogło być milion.

Świat mi się zawalił. Zaczęliśmy szukać, robiliśmy wszystkie możliwe badania by dowiedzieć się co się dzieje i co można zrobić. Wierzyłam cały czas, że mam te 15% i uczepiłam się ich kurczowo. Łzy przeplatały się z nadzieją, że przecież wszystko może być dobrze, że cuda się zdarzają, że moje nastawienie też nie jest bez znaczenia a siła podświadomości może przenosić góry więc może i mnie pomoże. Może oni wszyscy się mylą i dziecko będzie zdrowe? Kolejne wyniki wykluczały pewne choroby jednak obrzęk rósł razem z dzieckiem. 12 listopada diagnoza była ostateczna. Dziecko nie dożyje porodu. Nie dano mi cienia szans, nawet 1% na to by mieć jakąkolwiek nadzieję.

Mówią, że nadzieja matką głupich, ale każdą matkę trzeba kochać. Leżałam dobre 2h z odsłoniętym brzuszkiem u najlepszego specjalisty w Polsce gdzie monitory i zbliżenia narządów dziecka były niczym widzenie mrówki jako dinozaura by dowiedzieć się, że serce mojego syna miało przestać bić zanim go urodzę.

Widząc miny osób dokonujących badanie, słuchając ich wymiany zdań mogę przysiąc, że czułam się jakbym była w kosmosie. Odczuwałam niemy ból, zimno a moja niepewność rozsadzała mi głowę. Po minie męża wiedziałam, że nie ma już szans by wierzyć w cokolwiek.

Od tamtej pory czekaliśmy. Czekaliśmy na to aż nasz syn umrze we mnie. Nie umiałam zrozumieć jak to jest możliwe, że moje dziecko ma umrzeć skoro miało we mnie to życie dostać. Przecież to się ze sobą kłóci. Ono ma rosnąć, rozwijać się a nie powoli umierać. W rozmowie z lekarzem dostałam zapewnienie, że nie będzie to bolesne dla dziecka. Nie wiem na ile była to prawda. Może miało to być ukojeniem dla i tak dramatycznej sytuacji. Od tamtej pory jeździłam co tydzień do szpitala sprawdzić czy serce mojego syna nadal bije, gdyż nie można z martwym płodem chodzić dłużej niż 2 tygodnie z uwagi na zagrożenie dla zdrowia mamy. Oschłe wręcz cierpkie wizyty bez empatii i z uśmiechem przez zły towarzyszyły mi do 19 grudnia. Niepewność jak to się stanie? Czy ja to poczuję, jak to poczuję, czy będę krwawić, czy będę w stanie sama zająć się roczną córką. Co jak upadnę i nie dam rady podnieść się z podłogi a ona będzie na to patrzeć? Co jak dojdzie do przedwczesnego porodu a ja będę z nią sama...pytań w głowie było mnóstwo. I te najważniejsze co mam dalej robić? Nie można siedzieć i ryczeć do poduszki non stop. Jak pochować dziecko?

Pamiętam jak byłam na wizycie u lekarza zupełnie innej specjalności. Brzuszek spory i na korytarzu miły Pan pyta: będzie chłopak? A ja z uśmiechem na ustach mówię tak, a w myślach kotłuje mi się, ten chłopak, zaraz umrze...Nagle wszystkie problemy w obliczu mojej sytuacji wydawały się niczym. Nie zdążyłaś zjeść dzisiaj śniadania i jesteś zła, idź i coś zjedz, nie zrobiłaś porządku w kuchni poprzedniego dnia i rano zaczynasz od gonienia swojego wczorajszego ogona? Masz mandat do zapłacenia? Pokłóciłaś się z mężem o milionową bzdurę? Chętnie wezmę to wszystko na siebie tylko zamień się ze mną. Urodź to dziecko, pochowaj, bo ja nie dam rady. I tu pojawia się temat wsparcia. Osób trzecich, rozmowy i zrozumienia.

Mam wrażenie, że nikt nie umiał ze mną rozmawiać mimo że przez 3 miesiące wszyscy wiedzieli co się stanie. Nie ze złej woli ale ze strachu. Nieczęsto zdarza się, że ktoś Ci bliski jest w takiej sytuacji. Wiele takich historii nie wychodzi na światło dziennie i otoczenie w ogóle o nich nie wie. Poronienie, brak możliwości zajścia w ciąże.

Cały czas jak nosiłam Kubę pod sercem starałam się wykorzystać ten czas najlepiej jak mogłam dla nas, dla niego. Karolcia była na tyle mała, że nie rozumiała nawet co się dzieje. To ona najbardziej pomogła mi przejść całą tę sytuację. Musiałam przecież się nią normalnie zajmować. Jej potrzeby nagle nie zniknęły bo ja miałam dziecko w brzuchu które umierało powoli każdego dnia. Ona dodawała mi siły, ona była powodem dla którego wstawałam każdego dnia rano i nie tonęłam w morzu łez. Nie wiem szczerze mówiąc jak udałoby mi się przejść przez to bez niej.

W całej tej sytuacji miałam tyle szczęścia w nieszczęściu, że mogłam się przygotować. Nie było to dla mnie zaskoczeniem. O ile w ogóle można się do tego przygotować. Starałam się zrobić przed porodem wszystko by móc być w „najlepszej” kondycji po porodzie dla Karoliny. Można powiedzieć, że proces żałoby i pogodzenia się z całą sytuacją rozpoczął się we mnie na długo przed porodem. Bez wsparcia psychologa na pewno bym sobie nie poradziła. Nie wiedziałabym co mnie czeka i czego mogę się spodziewać. Chociaż do dzisiaj nie wiem jak urodziłam Kubę. Skąd wzięłam siłę żeby to zrobić. Pamiętam to z jednej strony jakbym stała obok i patrzyła na cała sytuację z boku a z drugiej do teraz odczuwam każdą minutę wywoływanego porodu siłami natury mimo, iż dziecko było ułożone pośladkowo.

Wracając do pierwszych badań prenatalnych lekarz zapytał się czy wybraliśmy imię dla dziecka. A ja nie byłam pewna czy mogę sobie pozwolić na taki luksus. Czy mogę to zrobić, czy zdążę, czy to będzie miało sens? Nie wiedziałam, że można pochować dziecko, jak to zrobić, gdzie i z czym jechać, żeby załatwić formalności. 6 grudnia na Świętego Mikołaja rodzice wybierali dla swoich dzieci prezenty a ja chodziłam po cmentarzu i wybierałam miejsce pochówku dla mojego syna. Straszne jest uczucie przyjęcia do szpitala w ciąży i opuszczania go bez dziecka z wypisaną receptą na leki hamujące laktacje w sytuacji gdy przy 1 dziecku Ci to zupełnie nie wyszło. A w głowie pytanie może jakoś to rozkręcić dla Karolci? I słyszysz od pielęgniarek, że twojemu dziecku potrzebna jest zdrowa mama a nie mleczna mama.

Po 3 latach od straty mogę powiedzieć na pewno, że otoczenie nie umie o niej rozmawiać. Nie wie jak, nie wie czy chcę, boi się zapytać. Mówię tu zarówno o rodzinie/najbliższych jak i o personelu medycznym który często ma gorsze podejście mimo świadomości sytuacji. Pokutują opinie typu: jesteś młoda, będziesz jeszcze miała dzieci. Nie wiem jak można myśleć, że da się jedno dziecko zastąpić drugim, że nic się nie stało bo przecież ono nie żyło? Że lepiej, że zmarło niż miało by być chore i niszczyć mi życie i przechodzić do tego na porządku dziennym. Czy masz taką siłę decydować co jest lepsze? Czy urodzić martwe dziecko czy żyć z chorym? Czy coś jest łatwiejsze a coś trudniejsze? Dla kogo? Dla mnie czy dla Ciebie? Czyj ból jest większym bólem? Matki, która nosi, czuje to dziecko, czeka na pierwsze ruchy żeby być pewną, że ono się rozwija czy nie odczuwa nic bo wie, że dziecko nie ma siły się poruszyć, która w końcu rodzi to dziecko w bólach, łzach rozpaczy i żalu czy ojca który nosi na barkach konieczność podtrzymywania na duchu żony gdzie na jego żal i złość nie wystarcza mu siły? Każdy przechodzi żałobę w swoim tempie. Każdy potrzebuje czegoś innego. Jeśli masz obok siebie osobę, która zmaga się z tematem straty i nie wiesz jak się zachować podpowiem Ci jedno. Po prostu ją o to zapytaj. Jeśli nie wiesz co i jak masz robić, poproś o wskazówkę. Czasem wystarczy po prostu posiedzieć obok w milczeniu, czasem mimo wszystko dobrym rozwiązaniem będzie rozmowa, która nie zawsze musi wywoływać złe emocje, może właśnie ma na celu uporanie się z tematem. Może pomoże się oczyścić i wręcz jest potrzebna i wyczekiwana przez drugą stronę.

Nie zamiatajmy całej sytuacji pod dywan udając, że jak się o niej nie rozmawia to jej nie ma i nie było. Utracone dziecko jest częścią rodziny mimo, że nie jest fizycznie z nami. Ja cały czas czuje się mamą 3 dzieci mimo że jedno mam w niebie. Tak trójki, bo zdecydowałam się na kolejną ciążę. Urodziłam zdrowego donoszonego chłopca który teraz ma 16 miesięcy. Cała ciąża kosztowała mnie dużo stresu ale wyszłam z założenia, że każdy ma w życiu tyle na ile się odważy. Nie chciałam żałować na starość, że bałam się spróbować. Nie chciałam, żeby Karolina była na tym świecie sama. I już tak zupełnie na koniec bo się dość mocno rozpisałam chciałam Wam powiedzieć, że może to głupie ale gdy przyjdzie już mój czas będzie mi łatwiej umierać, bo wiem, że czeka na mnie mój syn, którego znowu będę mogła przytulić i pocałować. Kubuś cały czas mówię Karolci, że nie ma Cię z nami bo Pan Bóg bardziej Cię potrzebował. Wierzę, że jest Ci tam dobrze i że patrzysz na nas z góry. I wiesz jak bardzo mocno Cię kochamy.

Do zobaczenia Synku.

 

Pokaż więcej wpisów z Październik 2021
Zaufane Opinie IdoSell
4.91 / 5.00 552 opinii
Zaufane Opinie IdoSell
2024-02-23
Konsultacja super, bardzo pomocna
2024-02-23
Bardzo profesjonalne podejście faktyczna pomoc która dodatkowo jest łatwo i szybko dostępna

Dbamy o Twoją prywatność

Sklep korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką dotyczącą cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zamknij
pixel